I oczywiście życzę wszystkim wesołych, pogodnych już niestety kończących się świąt. ;D
___________________________________________________________________
FOTIA
Dziś lekcję zleciały mi w mgnieniu oka. Nim się
obejrzałam zadzwonił dzwonek ogłaszający koniec zajęć. Tłum nastolatków
wytoczył się na korytarz, tworząc gigantyczny korek. Tak, w naszej szkole
trzeba wlec się w żółwim tempie jakieś 10 minut nim dotrzesz do wyjścia. Ale
dzisiaj wszyscy wyjątkowo zgranie przebrnęli przez szkolne korytarze,
wybiegając na zewnątrz. Przywitało mnie chłodne, grudniowe powietrze. Ze
szczytu schodów zaczęłam wypatrywać moich przyjaciół. Stali już na chodniku,
machając w moim kierunku. Ruszyłam truchtem w dół schodów, potrącając po drodze
jakiegoś chłopaka. Jego czapka spadła na schody. Kiedy schyliłam się by ją
podnieść, chłopak wydał z siebie dość dziwny dźwięk. Zabrzmiało to trochę jak
beczenie kozy. Gdy się wyprostowałam już go nie było. Najprawdopodobniej wbiegł
do szkoły. Nie chciałam za nim ganiać, więc zostawiłam czapkę na ławce przed
szkołą. Nieco zdezorientowana podeszłam do Aery i Izzaca.
Aera była moją najlepszą przyjaciółką od wielu
lat. Jest miłą, spokojną dziewczyną, która żyje trochę w swoim świecie. Ma tak
po swoim tacie, który jest pisarzem. Pan Adler piszę naprawdę świetne książki.
Jego ostanie dzieło pt. „Na tropie słońca” podbiła serca większość uczniów
naszej szkoły. Aera odziedziczyła po nim talent pisarski i ciągle rozwija go,
non stop pisząc w swoim tajemniczym, fioletowym zeszycie. Nie pokazuje go
nikomu, nawet mi. Czasami próbuje
podejrzeć co ona tam tak piszę ale nigdy mi się nie udaje.
Moim drugim przyjacielem jest Izzac. Wesoły,
odważny, troskliwy koszykarz a właściwie kapitan drużyny koszykarskiej. Sport to jego życie. Bardzo dużo trenuje. Ale
oprócz tego ma ukryty talent, o którym nic nie mówi. Myślę, że się go wstydzi
choć nie wiem dlaczego. Naprawdę świetnie śpiewa co ujawnia się na muzyce. Pewnie
uważa to za niezbyt męskie.
-Cześć-przywitałam się.
-Hej, wreszcie jesteś ! – Izzac przywitałam
mnie ciepłym uśmiechem. Lekki wiatr rozwiewał jego kręcone, brązowe włosy.
Orzechowe oczy błyszczały.-No wreszcie mamy piątek, więc możemy porobić coś
fajnego. Jakieś propozycję ??
Spojrzałam na Aerę pytająco. Ale najwyraźniej
nie miała żadnego sensownego pomysłu, bo tylko wzruszyła ramionami jednocześnie
nawijając pukiel blond włosów na palec.
Uniosłam głowę w kierunku słońca. Dzień był
wyjątkowo ciepły jak na grudzień i zdecydowanie zbyt ciepły na siedzenie w
domu.
-Wybierzmy się na spacer po wzgórzach Long
Island. Co wy na to ???
-Dla mnie super. A ty co myślisz ???-Izzac
zwrócił się do Aery parząc jej w oczy. Aera odwróciła wzrok odrobinę się
rumieniąc. Ach!-pomyślałam-Takie sytuację jak to normalka od kilkunastu
tygodni. Przyjaźnimy się od dawna ale ostatnio coś się zmieniło w relacjach
między moimi przyjaciółmi. Wydaje mi się, że coś do siebie czują. Kiedy Izzac
spogląda na Aerę, ona się peszy. Ciąga mnie na każdy mecz koszykówki jaki tylko
jest rozgrywany. A gdy pytam skąd to nagłe zainteresowanie sportem, odpowiada
tylko „ Och ja tylko myślę, że możemy od
czasu do czasu pokibicować naszej drużynie. Przecież Izzac jest kapitanem a my
jako jego przyjaciółki powinnyśmy przychodzić na mecze”. Nie komentuje tego
tylko chichoczę pod nosem. To urocze, że podobają się sobie i starają nawiązać
między sobą głębszą relację. Przecież nie uwierzę, że czystego zainteresowania
Izzac przeczytał ekspresowo nową książkę pana Adlera i przy ostatniej wizycie w
domu Aery prowadził z nim na ten temat ożywioną dyskusję przez godzinę.
Osobiście trzymam za nich kciuki.
-To fajny pomysł. Kiedy ruszmy ??-Aera
przyglądała się swoim kozakom.
-Najlepiej od razu. Reczy możemy zostawić u
mnie.-odpowiedziałam uradowana. Już dawno nie byłam na Long Island.
-To w drogę dziewczyny.-Izzac ruszył biegiem,
zatrzymując się na rogu ulicy.
-Kto ostatni pod domem Fotii tego czeka kąpiel
w zatoce.-krzyknął wyszczerzając zęby w uśmiechu.
„Zdecydowanie dusza sportowca”-pomyślałam, po
czym złapałam Aerę za rękę i ruszyłyśmy biegiem.
Dotarłyśmy pod dom jednocześnie, więc nikogo
nie czekała zimna kąpiel. Izzac już czekał na werandzie. Dołączyłyśmy do niego
bardzo zdyszane. Oparłam ręce na kolanach by chwilę odpocząć. Następnie wyjęłam
kluczę i otworzyłam drzwi. Weszliśmy do przedpokoju, w którym stał mały stolik
zasłany listami i gazetami. Obok znajdował się wieszak na ubrania a na drugiej
ścianie wisiało duże lustro oprawione brązową ramą. Rzuciłam kluczyki na stół i
weszłam do kuchni. Izzac i Aera weszli za mną.
-Zostawcie plecaki w salonie a ja wezmę coś na
drogę.
Udali się do salonu a ja wyjęłam z szafki kilka
batonów, paczkę ciastek i położyłam na stole. Z koszyka stojącego na lodówce
zgarnęłam kilka jabłek, kładąc obok reszty jedzenia. Wyszłam z kuchni i
pobiegłam na górę po jakiś mały plecak na prowiant, po czym spakowałam
wszystko.
-Jestem gotowa. Możemy ruszać!!!-krzyknęłam
Moi przyjaciele dołączyli do mnie i wyszliśmy
na zewnątrz. Zamknęłam dom, naciskając jeszcze na klamkę dla pewność.
Odwróciłam się i dołączyłam do przyjaciół, którzy stali już na chodniku.
-A pamiętasz drogę??-spytała Aera.
-Oczywiście, że tak. Nie musisz się martwić,
często tam bywałam.
Droga na miejsce była bardzo prosta ale wiem,
że Aera woli mieć pewność. Idąc rozmawialiśmy o nadchodzących świętach. Do
Izzaca zjeżdżała rodzina natomiast Aera
wyjeżdżała do dziadków mieszkających w Chicago. Ja miałam spędzić te święta z
ciocią i wujkiem. Podczas Wigilii zawsze myślę o tacie. Sprawia mi to ból,
jednak gdy go wspominam to czuję jakby był ze mną. I wiem, że choć nie ma go
zemną naprawdę to cały czas czuwa nade mną.
Po pewnym czasie dotarliśmy pod jedno ze wzgórz
otaczających zatokę Long Island. Droga tutaj była pokryta śniegiem ale dało się
przejść w miarę bez problemu. Spojrzałam na biały szczyt. Nie wydawał się dość
stromy.
-Macie ochotę na małą wspinaczkę?-spytałam z
łobuzerskim uśmiechem na twarzy.
-I to jak!-Izzac wpatrywał się we wzgórze tak
jakby się zastanawiał jak szybko uda mu się na nie wejść.
Aera pokiwała głową niepewnie.
Zaczęliśmy powoli wspinać się na wzgórze.
Zimowy wietrzyk rozwiewał mi włosy. Szliśmy bez pośpiechu rozglądając się
dookoła. Drzewa pokryte śniegiem błyszczały w słońcu. W dole rozciągały się
wiejskie domki.
Po pięciu minutach dotarliśmy na szczyt. Ale to
co tam zobaczyliśmy było niezwykłe. U podnóża wzgórza stał trzypiętrowy,
niebieski dom z werandą ciągnącą się dookoła niego. Obok znajdowały się pola
truskawek. A dalej stały budowlę żywcem wyjęte z podręcznika od historii. Greckie,
białe budowlę jaśniał w promieniach słońca. Znajdowało się tam : arena do walki, teatr, pawilon jadalniany
usytuowany na wzniesieniu. Po środku, na polanie stało dwadzieścia domków
tworzących razem okrąg. Dalej znajdowała się zatoka Long Island.
Nie mogłam uwierzyć w to co widzę. To wszystko
było niesamowite. Zauważyłam, że dolina tętni życiem. Wokół domków kręciło się
wiele nastolatków. Jedni mogli być w naszym wieku a niektórzy wyglądali na
bardzo młodych. Z areny dochodziły odgłosy walki, po jeziorze pływali chłopcy w
kajakach. Po polach truskawek spacerował pulchny chłopak sprawiając, że rośliny
zaczynały szybciej rosnąć. Z lasu dobiegały dziwne dźwięki. A co było
najdziwniejsze, pogoda w dolinie nie była zimo, tylko letnia.
Spojrzałam na przyjaciół, którzy gapili się na
to wszystko szeroko otwartymi oczami.
-Co wy na to żeby zejść tam na dół i obejrzeć
wszystko z bliska ??
-Chodźmy!-Aera była zachwycona. Widziałam jak
oczy jej błyszczały z podekscytowania. Ruszyła przodem, schodząc ostrożnie w
dół wzgórza a my razem z nią.